Wychodzenie Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej coraz bardziej przypomina operę mydlaną, którą zmęczeni są nie tylko politycy i przedsiębiorcy, ale także rzesze zwykłych Europejczyków. Bo nikt nie jest w stanie przewidzieć jakie będzie miało to skutki.
Kolejne wolty w brytyjskiej polityce i przesuwanie kolejnych terminów brexitu w zasadzie przestały już kogokolwiek dziwić, i w Europie panuje coraz większe zdegustowanie stylem w jakim Brytyjczycy chcą rozstać się z Unią, a jednocześnie jakoby nie chcieli. Oczywiście wynik referendum jest taki jest, ale im więcej od niego mija czasu, tym bardziej staje się oczywiste, że wielu wyborców podjęło decyzję pochopnie, często kierując się w sposób nie uświadomiony sterowaną kampanią w mediach społecznościowych przez te ośrodki władzy i państwa, którym zależy na osłabieniu Unii oraz zdestabilizowaniu politycznym świata. Tym bardziej, że jak zawsze w wykonaniu takiej decyzji diabeł tkwi w szczegółach, które dość boleśnie docierają już do świadomości wyborców w UK, a dotyczą przede wszystkim przerwania, w zasadzie zredefiniowania więzów gospodarczych z Unią Europejską w zakresie swobodnego przepływu kapitału, ludzi i usług. Przekonanie, że wystarczy opuścić „złą” Unię, aby w Londynie zapanowało bogactwo porównywalne ze złotym czasem imperium jest naiwne, i coraz częściej wyborcy zastanawiają się co będą mogli (i za ile) kupić w sklepach po brexicie. A także kto wyremontuje im dom albo zechce pracować w usługach, skoro nie będzie niepożądanych już przybyszów z Unii, głównie z Polski, którzy w ostatniej ponad dekadzie walnie przyczynili się do wzrostu PKB oraz poprawieniu wskaźników demograficznych.
Zakładając jednak, że w końcu dojdzie do brexitu mniej lub bardziej „twardego”, można pokusić się o kilka ciekawych wniosków. Po pierwsze długotrwałe wychodzenie z Unii przypomina długotrwałe… wchodzenie do Unii.To ostatnie trwało w sumie ponad dekadę i pełne było również wielu barwnych i spektakularnych zwrotów. Początkowo Wielka Brytania była przeciwna wstępowaniu do Wspólnoty, co było wyrazem swego rodzaju nowego wydania „splendid isolation” w wydaniu Londynu. Ale kiedy połapała się, że państwa Wspólnoty się szybciej rozwijają, złożyła w końcu wniosek. Jednak kilkakrotnie okoniem stanęli Francuzi, którzy akurat mieli etap wiary w świat zdominowany przez Paryż, a przynajmniej Europę pod jego przewodem, co skutecznie zablokowało akcesję. Kiedy w końcu Wspólnota chciała Wielką Brytanię, tej udało się wytargować tzw. brytyjski rabat, czyli niższą składkę do kasy Unii, niby pod pozorem nie czerpania takich korzyści jak pozostałe państwa z powodu wspólnej polityki rolnej (akurat rolnictwo w UK było marginalne). A więc nie dość, że Brytyjczycy długo wchodzili do Unii, to jeszcze weszli na swoich warunkach, które przez lata kłuły w oczy wielu uczestników wspólnego rynku, bo zaburzały zasadę równych zasad dla wszystkich państw. Obecnie proces wychodzenia z Unii, pododbnie jak akcesja brytyjska, może przyprawiać o ból głowy.
Sęk w tym, że nigdy jeszcze w historii, w sposób pokojowy i demokratyczny, nie dokonywano rozszczepienia dwóch tak powiązanych ze sobą organizmów gospodarczych jak Wielka Brytania i Unia Europejska (razem i z każdym z państw z osobna). Na temat skutków powstało morze analiz i wyliczeń, ale tak naprawdę nikt nie jest w stanie przewidzieć jak w praktyce zakończy się ten rozwód. Przypomina to trochę dopuszczenie do upadku Lehman Brothers w 2008 r., kiedy wydawało się, że decyzja rezerwy federalnej uzdrowi rynek i po prostu wyeliminuje chorego gracza, a w praktyce okazała się pierwszą kostką domina, które uruchomiło lawinę i doprowadziło do kryzysu finansowego na niewyobrażalną skalę, który o mało nie wywrócił globalnego sytemu bankowego. Wszystko przez to, że nikt nie zdawał sobie sprawy z pajęczyny powiązań i zależności między Lehmanem a innym uczestnikami rynku. Dopiero jego upadłość pokazała, że była ona gigantyczna i zainfekowała cały świat finansów. Dlatego idę o zakład, że w przypadku brexitu stąpamy po takim samym niepewnym gruncie i mamy tak samo niewielką wiedzę o skutkach tego rozwodu, tym bardziej w wersji „twardej”. Przekonamy się o tym dopiero po brexicie. Oby nie była to tak gorzka lekcja jak po Lehmanie, bo świat jest obecnie w kiepskiej kondycji i może być to zapalnik kolejnego kryzysu, którego skalę trudno sobie wyobrazić.