Niepewne losy powstania bloku węglowego C w Elektrowni Ostrołęka są przykładem wątpliwej pod względem ekonomicznym inwestycji, której losy zależą od presji politycznej związanej z czysto wyborczymi przesłankami oraz siły lobby węglowego.
Sytuacja wokół politycznej budowy dekady w energetyce, czyli węglowego bloku o mocy 1000 MW w Ostrołęce, zaczyna się dynamicznie zmieniać, co może się skończyć nawet jej zaniechaniem, a przynajmniej zmianie koncepcji jeśli chodzi o paliwo. Zastanawiające ile nowych informacji, niepokojących dla wspólnej inwestycji wydarzyło się od niedawnych wyborów parlamentarnych. Warto zatem przypomnieć, że argument konieczności tej inwestycji i zapewnienia „że blok w Ostrołęce powstanie” padły podczas kampanii wyborczej przed poprzednimi wyborami w 2015 r. ze strony ówczesnej opozycji, a dziś partii rządzącej. Przy okazji ostatnich wyborów o Ostrołęce zrobiło się jakby cicho, a szybko okazało się, że jest to cisza przed burzą. Zwolennicy jej budowy, w tym dwa zaangażowane koncerny Enea i Energa, zostali chyba zaskoczeni najbardziej wycofaniem się potencjalnego dawcy kapitału, czyli potężnego państwowego PGE. Potem minister Jadwiga Emilewicz dolała oliwy do ognia przypuszczeniem, że koszty budowy mogą nie skończyć się na 6 mld zł, ale podskoczyć aż o 2-3 mld zł. Oznaczałoby to gigantyczny problem z finansowaniem inwestycji, która już na poziomie wyjściowym 6 mld zł ma z tym kłopoty. Wiele banków, także działających w Polsce, odwróciło się od finansowania brudnej energii, nie mówiąc już o funduszach inwestycyjnych czy zwykłych akcjonariuszach, którzy na hasło „węgiel” dostają alergii i wyprzedają akcje spółek, które chcą brnąć w tego typu inwestycje. Przypomnijmy walkę związkowców z JSW, którzy sprzeciwiali się – nigdy nie potwierdzonym przez resort energii planom – użycia ich funduszu stabilizacyjnego na sfinansowanie Ostrołęki.
W całym zamieszaniu wokół Ostrołęki warto zwrócić uwagę z jednej strony na aspekt ekonomiczny, a z drugiej polityczny. Dyskusja o konieczności budowy dużego bloku w północno-wschodniej Polsce ma od wielu lat swoich zwolenników, którzy posługują się argumentem rozsądnym: dla rozwoju tego regionu przydałaby się nowa siłownia, bo zarówno infrastruktura wytwórcza jak i przesyłowa nie jest dobrze rozwinięta. W przeszłości elektrownie były lokowane przede wszystkim na południu Polski, gdzie był surowiec (węgiel brunatny i kamienny), a prąd – w uproszczeniu – płynął potem z południa na północ. Przy tak ogromnych odległościach generowane są duże straty na przesyle, i ich pokrywanie jest jest zaszyte w naszych rachunkach za prąd. Tyle, że argument ten w żaden sposób nie determinuje tego, że miałaby to być siłownia opalana węglem, i do tego sprowadzanym z odległego Śląska, co faktycznie byłoby kołem ratunkowym rzuconym PGG. Opalanie nowego bloku węglem kamiennym totalnie kłóci się z kierunkiem polityki klimatycznej Unii Europejskiej, która od lat jest światowym liderem pod względem walki o klimat, a dodatkowo po ostatnich eurowyborach sprawy klimatyczne stały się europejskim priorytetem, bo Unia chce neutralności energetycznej do 2050 r. Zatem kontynuowanie budowy Ostrołęki jest kompletnie pod prąd unijnej polityki. Do tego dochodzi pytanie o koszty wytwarzania biorąc pod uwagę ceny CO2. Po szokowym wzroście cen uprawnień do emisji z 5 do 25 euro za tonę, energia z węgla stała się droga, a jeśli ceny poszybują do 30-40 euro za tonę, jak przewidują niektórzy eksperci, to wytwarzanie tego rodzaju energii stanie pod znakiem zapytania, bo może zepchnąć pod wodę rentowność takich producentów. Zatem polityka klimatyczna także nie służy Ostrołęce. Także zmiany w zależności Polski od importu gazu nie wspierają pomysłów budowy nowego bloku na węgiel. Bo jeśli istotnie od 2022 r. popłynie błękitne paliwo z rurociągu Baltic Pipe, a więcej gazu będziemy otrzymywać z rozbudowywanego gazoportu, to godne rozważenia – po analizie ekonomicznej – będzie kontynuowanie inwestycji w Ostrołęce, ale na gaz, a nie na węgiel. Warto zwrócić przy tym uwagę, że właśnie na gaz mają być nowe bloki w Elektrowni Dolna Odra, chociaż początkowo PGE planowało tam postawienie węglówek. W sumie, kiedy przyjrzy się katalog „za” i „przeciw” węglowej inwestycji w Ostrołęce, to widać gołym okiem, że „za” są jedynie przesłanki polityczne, a „przeciw” to już prawdziwa egipska opisana powyżej.
Dlatego zasadne jest postawienie pytania: kto połknie tę żabę? Zaniechanie budowy oznacza dla zaangażowanych spółek perspektywę strat idących w setki milionów złotych, a także problemy dla managerów, którzy mogą spotkać się z zarzutem działania na szkodę spółek poprzez forsowanie takiej inwestycji. Ale mamy także problem z potencjalnym odszkodowaniem dla wykonawców, z którymi podpisano już umowę. Wystarczy, aby znad inwestycji został zwinięty ochronny parasol polityczny, który dotychczas dawał jej gwarancję bezpieczeństwa, a rozpocznie się szukanie winnych i gorączkowe działania, co zrobić z rozgrzebaną inwestycją, która miała być ostatnim dużym blokiem węglowym w Polsce i symbolicznie zakończyć erę węgla, która przechodzi do historii.