Początek nowego roku zdominowany jest doniesieniami z frontu inflacyjnego, na którym dzieją się wydarzenia niewidziane od wielu dekad. Przedsiębiorcy i konsumenci z ogromnym lękiem patrzą w przyszłość, bo czy to w Polsce, czy w USA albo strefie euro, odzwyczaili się od tak gwałtownej utraty wartości pieniądza, która powoduje poważne turbulencje w domowych portfelach i budżetach firm. Dlatego 2022 rok będzie bardzo trudnym okresem, w którym podejmowane będą próby okiełznania inflacji.
W Polsce inflacja doszła na koniec 2021 roku do poziomu 8,6 proc., w USA – 7 proc., a w strefie euro – 5 proc., choć rekordziści z państw bałtyckich dobili nawet poziomu dwucyfrowego. Inflacja ma wiele odmian, ale właśnie ta konsumencka jest najbardziej dotkliwa, bo odczuwają ją rzesze ludzi, szczególnie tych najuboższych, wydających relatywnie najwięcej na żywność i utrzymanie. A ponieważ konsumenci to także wyborcy, politycy i sternicy polityki monetarnej połapali się, że inflacyjny ogień trzeba zacząć gasić. Można to zrobić na dwa sposoby: poprzez podwyżki stóp procentowych lub interwencje słowne (np. grożenie przewidywanymi podwyżkami). Jednak ta druga metoda, przy tak eksplodującej inflacji, nie jest już skuteczna, więc trzeba podnosić stopy, i to skokowo.
Z podwyżkami stóp przy tak wysokiej inflacji jest jednak poważny problem, ponieważ z powodu zwalczania skutków gospodarczych pandemii COVID-19 wiele banków centralnych na świecie ścięło stopy procentowe do zera lub prawie zera (NBP główną do zaledwie 0,1 proc.) i teraz pogoń za inflacją rzędu 5-8 proc. jest bardzo trudnym zadaniem. Nikt nie wykona ruchu drakońskiej podwyżki stóp np. o 2-3 pkt proc., bo wprowadziłoby to chaos do gospodarki. Skokowy wzrost ceny kredytu byłby nie do zaakceptowania, nie tylko finansowo, ale i w kategoriach emocjonalnych, dla wielu konsumentów, managerów i przedsiębiorców. Stąd banki centralne wybierają taktykę małych kroków, i dość częstych, ale jednak skromniejszych podwyżek np. 0,25 do 0,75 pkt proc. W Polsce po czterech z rzędu podwyżkach w cztery cztery miesiące cena kredytu podskoczyła już do 2,25 proc. A nie brakuje głosów, że konieczne będzie jej podniesienia aż do poziomu 4 proc., aby presja inflacyjna wreszcie opadła i – jak to oficjalnie jest przewidywane – cel inflacyjny (2,5 proc. plus/minus 1 pkt proc.) udało się znowu osiągnąć pod koniec 2023 roku. W każdym razie kierunek jest jednoznaczny – w górę, aż wskaźniki stóp i inflacji zejdą się tak blisko, że ta ostatnia ruszy trwale w dół. Nie wszędzie jednak jak na razie stopy idą już w górę.
Największą zagadką jest postawa banków centralnych w USA i strefie euro. Choć inflacja także tam – używając kolokwializmu – „odjechała”, to jak na razie stopy są utrzymywane na zerowym poziomie, a nawet jest nadal prowadzony dodruk pieniądza na dużą skalę. O ile w USA obstawiany jest scenariusz kilku podwyżek stóp w 2022 o „ćwiarkę” i ograniczenie dodruku dolarów, to we Frankfurcie, gdzie siedzibę ma Europejski Bank Centralny, od takiej polityki – przynajmniej oficjalnie – zarząd się odżegnuje, twierdząc, że inflacja jest „przejściowa”. Brzmi znajomo? U nas też przez długi czas była taka narracja, dopóki nie upadła i bank centralny nie ruszył do mocno spóźnionych podwyżek stóp. Zatem jeśli stopy pójdą w górę w USA i innych wielkich gospodarkach, to i EBC nie będzie miało wielkiego wyboru, bo inaczej kapitał ucieknie z Europy. Po prostu w pogoń za uciekającą inflacją w 2022 roku rzucą się wszyscy, bo kto zostanie z tyłu, może zapłacić bardzo wysoką cenę, i gospodarczą, i polityczną.