Energetyka

Giełdowe Enea i Energa są coraz bliższe rozpoczęcia budowy bloku w Elektrowni Ostrołęka, mimo że rosnące ceny CO2 mogą spowodować, że po wybudowaniu będzie on trwale nierentowny. Ma być to ostatni duży blok węglowy w Polsce, ale jest coraz więcej wątpliwości czy powinien w ogóle powstać.

Siłownia w Ostrołęce ma mieć moc 1000 MW i po niej polska energetyka ma być oparta już o nowe źródła nisko lub zeroemisyjne, takie jak farmy wiatrowe, także na Bałtyku, solary oraz prawdopodobnie atomówka. Determinacja o budowie bloku wynika nie tylko z rosnącego zapotrzebowania na prąd w Polsce północno-wschodniej, ale także ma aspekt polityczny, bowiem obecnie rządząca partia obiecała go lokalnym wyborcom w 2015 r. i zapewne dzięki temu zdobyła część głosów w tym regionie. I nie ma co się dziwić, bo tak duża inwestycja to wiele miejsc pracy oraz impuls dla lokalnego biznesu. Sęk w tym, że trzy lata temu sytuacja na rynku energetycznym była diametralnie inna niż obecnie. Ceny uprawnień do emisji CO2 były na niskim poziomie ok. 5 euro za tonę i nie były brane pod uwagę jako znaczący czynnik decydujący o opłacalności produkcji prądu z węgla. Jednak od roku ceny CO2 oszalały i doszły już do ponad 20 euro, a prognozy na koniec roku mówią o 25-30 euro za tonę, a w kolejnych latach nawet 40-50 euro. Taki scenariusz strawia pod znakiem zapytania opłacalność produkcji prądu z węgla nie tylko w najstarszych blokach, których mamy wiele w Polsce, ale także w tych najnowszych i dopiero planowanych. Wysłużone bloki mają tzw. sprawność najczęściej niewiele przekraczającą 30 proc., zaś nowe ponad 40 proc. Oznacza to, że stare potrzebują dużo więcej paliwa do spalenia, aby wyprodukować tę samą ilość energii. To one właśnie w pierwszej kolejności padną ofiarą wysokich cen CO2, które zabiją ich opłacalność (dodatkowo emitują one z  powodu starych technologii duże ilości zanieczyszczeń). Jednak i najbardziej nowoczesne bloki, takie jak mający powstać w Ostrołęce, nie są wolne od ryzyka CO2, ponieważ jeśli ceny nadal będą rosły, to mimo wyższej sprawności i mniejszych emisji zanieczyszczeń, one również mogą przynosić straty. Co to oznacza dla firm energetycznych? Przede wszystkim będą musiały zrobić odpisy na aktywa trwale nierentowne, co znacząco obniży ich wyniki finansowe (księgowo) i zniechęci inwestorów do kupowania ich akcji na giełdzie. Po drugie prąd z węgla będzie coraz droższy dla przemysłu i gospodarstw domowych, jeśli prezes URE zgodzi się w regulowanych taryfach przerzucić na nie wyższe ceny. A to może spowodować zmniejszenie konkurencyjności polskiego przemysłu i wyższe wydatki konsumentów na rachunki za prąd.

W sumie decyzja o budowie bloku w Ostrołęce jest decyzją w dużej mierze polityczną, podobnie jak prawdopodobna budowa mniejszej siłowni węglowej w Puławach. A można było postąpić tak jak PGE, które zamiast nowych dwóch-trzech bloków węglowych w Elektrowni Dolna Odra planuje wybudować gazowe, które mają o połowę niższe emisje CO2, czyli będą mniej podatne na szoki związane z cenami uprawnień.

Kolejną ważną kwestią jest sprawa dostępności węgla dla wszystkich nowo budowanych bloków. Życie siłowni węglowej jest obliczone na 30-40 lat i na ten czas powinny być zapewnione dostawy węgla. Tymczasem już dziś niedoinwestowane w poprzednich latach górnictwo ma problem z zapewnieniem stabilnych dostaw na krajowy rynek, a z biegiem lat, także z powodów geologicznych i kosztowych, możliwości polskiego górnictwa będą słabnąć. Dlatego już obecnie – mimo politycznej niechęci – notujemy rekordowy import węgla z Rosji i to uzależnienie może się nasilić. Może dojść do tego, że nowe bloki będą zaczynały pracę na polskim surowcu, a kończyły na rosyjskim. W ten sposób z zależności gazowej od kierunku wschodniego wpadniemy w zależność węglową. A to politycznie będzie znowu problemem.