Kwestia finansowania branży górniczej stanie się w najbliższych latach niezwykle palącym problemem, także politycznym. Ponieważ kolejne prywatne banki i ubezpieczyciele odwracają się od „brudnej energii”, a państwowe będą musiały wybrać między ryzykiem biznesowym, a polityczną uległością wobec władzy.
Wygląda na to, że nad branża górniczą zbierają się naprawdę czarne chmury. Oczywiście zupełnie nie dostrzegają tego jedynie górniczy związkowcy, którzy myślami są już przy kolejnych podwyżkach i nagrodach, kompletnie lekceważąc wszystko, co dzieje się nie tylko z cenami węgla, ale także w jego biznesowym otoczeniu. A dzieje się naprawdę dużo i to zupełnie nie po myśli branży górniczej. W Europie rośnie świadomość polityczna związana ze zmianami klimatycznymi i wyborcy w ostatnich wyborach do europarlamentu (oczywiście poza Polską) dali temu wyraz, co wynosi w górę notowania Zielonych i zwiększa presję na ograniczanie emisji CO2. Polityka Unii Europejskiej od wielu lat idzie w tym kierunku, bo postulaty dekarbonizacji gospodarki do 2050 roku czy uzyskania neutralności klimatycznej są jednymi najostrzej stawianych niezależnie od zmian politycznych w Unii. Polska, mająca 80 proc. udział węgla w wytwarzaniu energii, w przeszłości i obecnie stawała okoniem wobec ambitnych planów klimatycznych. Jednak polityczny opór Polski coraz mniej będzie znaczyć, bo w grę coraz więcej wchodzą pieniądze, i to gigantyczne. Po pierwsze drożeją prawa do emisji CO2, co przełożyło się w zeszłym roku na szokowy wzrost cen prądu w Polsce i tak naprawdę to wszystkie regulacje zamrażające i rekompensujące wzrost cen są działaniem chybionym i krótkoterminowym, ponieważ i tak szydło wyjdzie z worka i w koniec końców za prąd będziemy płacić coraz więcej. A przy okazji zdemolowany został przez dekady mozolnie budowany rynek energetyczny. Polska energetyka i polityka nie ma sposobu na rosnące ceny CO2, bo nie da się ich zastopować ustawowo. Jedynym wyjściem byłoby… wyjście z Unii Europejskiej, a jak wiadomo mamy być „sercem Unii Europejskiej” i znaczące siły polityczne o takim rozwiązaniu nie myślą.
Jednak jeszcze poważniejszym problemem może być dalsze finansowanie kopalń oraz „brudnej” energetyki. Otóż kolejne banki prywatne i ubezpieczyciele deklarują, że nie będą finansować projektów węglowych. I ważne jest, że to banki mocno ważące w polskim systemie bankowym (mBank, ING, Santander). Oznacza to nic innego, jak faktyczne odcięcie energetyki węglowej od finansowania ze strony prywatnego sektora. Jednak nasza bankowość została w ostatnich latach mocno zrepolonizowana lub jak kto woli „udomowiona”, więc branża zapewne liczy na to, że potężne banki państwowe nie pozostawią jej bez finansowania i nie pójdą śladem „prywaciarzy”.
Jest jednak jedno „ale”. Władze banków giełdowych zdają sobie sprawę, że ponoszą odpowiedzialność za swoje działania i nie mogą działać na szkodę swoich instytucji. Bo kredytowanie firm czy inwestycji, które to pieniądze mogą nie wrócić do depozytariuszy, jest dla nich bardzo ryzykowne. Oczywiście wszyscy zdają sobie sprawę, że akcję kredytową można dla energetyki i branży węglowej można podtrzymać poleceniami politycznymi (choć oczywiście nikt się do tego oficjalnie nie przyzna), lecz pozostaje pytanie otwarte o odpowiedzialność menedżerów za uleganie takim nieformalnym naciskom. Idę o zakład, że najbliższe lata przesądzą o losie polskiego górnictwa i energetyki węglowej, i nie będą to wcale decyzje polityczne na szczeblu unijnym, lecz zwykłe finanse. A jak branże nie będą finansowane, a dodatkowo ceny węgla pójdą w dół, to górniczy związkowcy naprawdę staną pod ścianą i era dominacji lobby węglowego przejdzie do historii.