Utrzymywanie się w ostatnich miesiącach Polsce zaskakująco wysokich cen paliw jest jedynie przedsmakiem tego, co wydarzy się po fuzji Orlenu z Lotosem. Wszyscy zapłacimy za nadmierną koncentrację własności w rękach państwa i tworzenie narodowego czepiona, który obniży konkurencyjność na i tak już zdominowanym przez państwo rynku.
Kierowcy tankujący paliwa na stacjach w Polsce nie mogą się nadziwić „stabilności” cen, jeśli wiedzą, co dzieje się na rynku ropy naftowej albo jak spadają ceny np. w Niemczech. Otóż w ostatnich miesiącach ropa mocno tanieje, co – przynajmniej teoretycznie – powinno przełożyć się na niższe koszty wytworzenia paliw przez rafinerie i w efekcie spadek cen detalicznych. I tak się dzieje, tyle, że nie w Polsce. Media donoszą, że w Niemczech można już taniej zatankować olej napędowy niż w Polsce i nie dość, że Niemcy nie uprawiają już turystyki paliwowej do Polski, to nasi rodacy ruszyli w drugą stronę. Tę dziwną sytuację w Polsce można tłumaczyć na wiele sposobów: od zapasów drogiej ropy kupionych przez nasze rafinerie, przez wysokie marże dystrybutorów, aż po skutki wprowadzenia od początku roku tzw. opłaty emisyjnej. O tej ostatnio wiele było zapewnień podczas uchwalania przepisów, zarówno ze strony polityków jak i szefów firm paliwowych, że pomimo wprowadzenia nowego podatku ceny na stacjach nie wzrosną. I faktycznie, nie rosną. Tyle tylko, że to pozorne spełnienie obietnic, gdyż ceny właśnie powinny spadać. Wynika z tego, że i tak konsumenci biorą na swój rachunek nowy podatek, bo przecież przy tak taniejącej ropie powinni tankować taniej.
Nie tylko w paliwach, ale także na rynku energii elektrycznej w ostatnich miesiącach negatywną rolę odgrywa państwo, które w sprawach energetycznych jest głównym rozgrywającym. Końcówka roku przyniosła nam ustawę zamrażającą ceny prądu. Można powiedzieć, że podobne zjawisko „zamrożenia” cen obserwujemy w paliwach, tyle, że działa to… w drugą stronę: ceny zostały zamrożone, a powinny spadać.
Na czym polega wspólny mianownik dla zamrożonych cen paliw i energii? Otóż państwo kontroluje i faktycznie decyduje za pośrednictwem swoich firm na krajowym rynku zarówno o produkcji, jak i dystrybucji w obydwu obszarach. Ktoś powie, że istnieją przecież także prywatne elektrownie czy stacje benzynowe, ale tak naprawdę stanowią one mniejszość w porównaniu z potencjałem kontrolowanym przez państwo. I faktycznie to państwowe koncerny narzucają warunki konkurencji dla reszty podmiotów. A im większa przewaga na rynku państwa, tym mniejsza konkurencja.
Jeśli chodzi o rynek energii, to przekonaliśmy się w ostatnich miesiącach, jak bardzo instrumentalnie państwowa władza traktuje koncerny energetyczne, których polityka cenowa została podporządkowana decyzjom politycznym. Okazało się, jak bardzo chorym rozwiązaniem jest faktyczna monopolizacja wydobycia węgla kamiennego w połączeniu z koncentracją wytwarzania i dystrybucji przez państwo. W efekcie, trzymając się kurczowo energetyki węglowej pod egidą państwa jako właściciela kopalń, elektrowni i sieci przesyłowych, fundujemy rozwijającej się dopiero gospodarce jedną z najdroższych energii w Europie, co podcina jej konkurencyjność i dynamikę wzrostu.
Dlatego w tym miejscu warto się zatrzymać i zastanowić, jakie mogą być skutki fuzji Orlenu i Lotosu jeśli chodzi o ceny paliw, skoro już dziś nasz wewnętrzny rynek jest na tyle mało efektywny konkurencyjnie, że pomimo silnego spadku cen ropy możemy jedynie pomarzyć sobie o takim spadku cen detalicznych jak np. w Niemczech. Jeśli w tym roku Orlen połączy się z Lotosem, to skutki dla konsumentów i przedsiębiorców będą negatywne, bo koncentracja w jednym podmiocie kontrolowanym przez rząd tak ogromnego potencjału wytwórczego i dystrybucyjnego w najlepszym wypadku przyniesie efekt taki jak obecnie, czyli paliwa nie będą tanieć, tak jak by powinny tanieć na w pełni konkurencyjnym rynku przy spadku cen surowca. W zamian mamy zyskać narodowego czempiona, tyle, że za jego potęgę zapłacimy tankując każdy litr paliwa na stacji, czyli politycy zyskają na sztandarowym projekcie budowy czempiona, a konsumenci i przedsiębiorcy zapłacą.