Choć oficjalnie rząd zapewnia, że węgiel pozostanie podstawą bezpieczeństwa energetycznego Polski, to równolegle bliski jest decyzji o budowie elektrowni atomowej, powstają nowe bloki gazowe, a z Brukseli minister energii przywiózł właśnie decyzję Komisji Europejskiej o akceptacji polskiego programu wsparcia odnawialnych źródeł energii (OZE) wartego 40 mld zł. Czyli w praktyce węgiel będzie stopniowo eliminowany z miksu energetycznego.
Premier Mateusz Morawiecki powiedział w expose, że „węgiel to podstawa naszej energetyki, nie chcemy z niego rezygnować”. Ale należy do tego podchodzić przede wszystkim jako do deklaracji politycznej, bo na Śląsku mieszka około 4 mln wyborców, którzy wydatnie przyczynili się do wygranej PiS w 2015 r. Skąd taka teza? Otóż świat odchodzi od węgla, stawia na źródła zeroemisyjne lub niskoemisyjne, tanieją technologie OZE, a gazu mamy coraz więcej z kierunku pozarosyjskiego. To wszystko powoduje, że resort energii prowadzi makiaweliczną politykę: z jednej strony zapewnia górników-wyborców, że nic się nie zmieni, że wydobycie w kopalniach będzie kontynuowane, a być może będą budowane nawet nowe, a z drugiej robi wszystko, aby zmniejszyć blisko 90 proc. udział węgla w miksie energetycznym. I to są działania skoordynowane na kilku frontach, więc nie może być mowy o przypadku, tylko o zaplanowanej polityce, która zepchnie węgiel na drugi plan i pomoże wypełnić unijne zobowiązania w sprawie ograniczenia emisji CO2. Polska wysyła czytelny sygnał swoim europejskim partnerom, że mówi w tej sprawie jednym głosem, co zostało z zadowoleniem przyjęte w Brukseli.
Decyzja Brukseli o zaakceptowaniu polskiego pakietu wsparcia oznacza, że producentom energii z OZE zostanie przyznana ogromna pomoc państwa i prawdopodobnie do łask wrócą wiatraki (farmy lądowe i projektowane morskie) oraz znacząco rozwinie się fotowoltaika. To sygnał, że do gry energetycznej mogą powrócić prywatni inwestorzy, którzy zostali sfaulowani legislacyjnie w ostatnich dwóch latach i cierpią z powodu wypowiedzenia umów przez państwowe koncerny energetyczne. Pozostaje tylko otwarte pytanie: czy po raz drugi zaufają rządowi? Za rozwojem OZE przemawia też spadek cen technologii i model rozproszonej energetyki, jaki można osiągnąć.
Po drugie przyśpieszeniu uległa sprawa budowy pierwszej elektrowni atomowej. Decyzja może zapaść już na początku przyszłego roku. Jak podał „DGP”, zdaniem wiceministra energii Andrzeja Piotrowskiego rząd jest o krok od powiedzenia „tak” dla atomu, a projekt ma wstępną akceptację premiera Mateusza Morawieckiego. Podjęcie takiej decyzji oznaczałoby, że za ok. 10 lat Polska skokowo uzyska duży udział w miksie energetycznym źródła zeroemisyjnego.
Po trzecie warte podkreślenia jest zwrot w stronę energetyki gazowej, który wynika z coraz większej dostępności LNG z gazoportu i planów budowy Baltic Pipe. Komitet Inwestycyjny Polskiej Grupy Energetycznej już podjął decyzję o zmianie rekomendacji w sprawie budowy nowego bloku w Zespole Elektrowni Dolna Odra. Zamiast na węgla będzie spalać gaz, który daje z grubsza niższe o połowę emisje CO2 niż elektrownie węglowe. Idę o zakład, że wkrótce dowiemy się o kolejnych decyzjach o budowie bloków gazowych, które są dobrym rozwiązaniem jako stabilne źródło wspierające równolegle rozwijane źródła OZE.
W sumie wychodzi na to, że planowany blok w elektrowni w Ostrołęce będzie ostatnim na węgiel, o ile w ogóle powstanie. A kiedy nowe bloki węglowe w Opolu czy Kozienicach za 30-40 lat zakończą pracę, to będą opalane prawdopodobnie węglem z importu, o ile nadal będą mogły funkcjonować w zdekarbonizowanej Europie. Jednak na razie nikt głośno z polityków nie powie, że Polska odchodzi od węgla, wszak zbliża się maraton wyborczy w latach 2018-2020 i nie można drażnić wyborców na Śląsku. Co nie zmienia faktu, że oto właśnie zaczyna się requiem dla węgla.