Polityka monetarna

Świat idzie ścieżką luzowania stóp procentowych po kilku latach zwalczania inflacji. Tymczasem w Polsce perspektywa ich obniżki oddala się, co bije w interesy przedsiębiorców i zmniejsza dostępność kredytów mieszkaniowych, a mamy już z grubsza dwukrotnie wyższe oprocentowanie hipotek niż w strefie euro.

Grudzień przyniósł kolejne zdecydowane cięcia stóp procentowych najważniejszych banków centralnych. Europejski Bank Centralny (EBC) obniżył główną stopę o 0,25 pkt proc. do poziomu 3 proc. i utrzymał retorykę, że sprawa inflacji został już prawie załatwiona, bo zmierza do celu na poziomie 2 proc. Warto zauważyć, że EBC jest bardzo konsekwentny: grudniowe cięcie było czwartym w tym roku –  w sumie o 1 pkt proc. Co więcej, walka z hydrą inflacji idzie tak sprawnie, że bank rozważał nawet cięcie o większej skali. Nie ma się co dziwić, skoro wg EBC stopa inflacji w mijającym roku spadnie do zaledwie 2,4 proc., a w kolejnym do 1,9   proc., czyli faktycznie znajdzie się już poniżej celu. Bardziej dokuczliwa pozostanie jeszcze inflacja bazowa (z wyłączeniem cen energii i żywności) – odpowiednio 2,9 i 2,3 proc. – za którą odpowiada panoszący się całej Europie wzrost cen usług, ale to nie jest to już poziom budzący niepokój banku centralnego. Tańszy kredyt to dobra wiadomość dla europejskich firm i milionów konsumentów, a także rządów najbardziej zadłużonych państwa, bo spadną im koszty od kredytów korporacyjnych po hipoteki i obligacje. Zatem we Frankfurcie mogą powiedzieć, że problem inflacji i towarzyszącego jej drogiego pieniądza jest „z głowy”. Po raz kolejny udowodniono, że polityka monetarna pozostaje skutecznym sposobem zwalczania inflacji. To kamyk do ogródka zaciekłym krytykom euro, także w Polsce, bo po prostu EBC zrobił skutecznie to, co do niego należało. Teraz pozostaje coraz tańszym kredytem pobudzić gospodarkę strefy euro, aby nie pogrążyła się w recesji, a największym dłużnikom np. Włochom, dać oddech związany z kosztami obsługi astronomicznego długu publicznego (obecnie 10-letnie obligacje mają rentowność 3,51 proc., podczas gdy Bundy – 2,34 proc.)

Obniżkę stóp zafundował w tym miesiącu także amerykański bank centralny Fed – po cięciu o 0,25 pkt proc. główna znalazła się w przedziale 4,25-4,50 proc. W sumie Fed zamyka 2024 rok również obniżką ceny kredytu o 1 pkt proc., czyli idzie z EBC „łeb w łeb”. W Ameryce również inflacja jest w trendzie spadkowym i zjechała już do 2,7 proc. Różnica między strefą euro a EBC polega głównie na tym, że przyszłe obniżki stóp w USA w 2025 roku nie są już takie pewne, ale w sumie przecież cała gospodarka wstrzyma oddech po styczniowej inauguracji prezydenta Donalda Trumpa. USA mają dodatkowo ogromny problem z puchnącym długiem publicznym, co widać w rentownościach 10-letnich obligacji rządowych sięgających 4,6 proc. Obydwa czołowe banki światowe szachują się stopami procentowymi, bo nie mogą sobie pozwolić, aby gdzieś za bardzo „odjechały”, bo wywołałoby to turbulencje na rynkach walutowych i giełdach. Dlatego w tegorocznym ping pongu w obniżkach mamy remis.

Tymczasem co dzieje się w Polsce? Przez cały rok stopy były jak zabetonowane. Po przegranych przez prawicę wyborach w październiku 2023 nagle Radzie Polityki Pieniężnej i NBP przeszła ochota na obniżki stóp, choć wcześniej w przedwyborczym okresie odwaga była dużo większa i zaskoczyła rynek. W efekcie przez cały 2024 rok główna stopa utrzymuje się na poziomie aż 5,75 proc. Oczywiście można użyć argumentu inflacji (4,7 proc.) przekraczającej znacznie cel NBP (2,5 proc. plus/minus 1 pkt proc.), ale jakoś przy przedwyborczym radykalnym cięciu inflacja znacznie ponad cel nie stanowiła większego problemu. Warto podkreślić, że poziom inflacji w Polsce był maskowany kosztownymi dla budżetu trikami w postaci zerowej stawki VAT na żywność (do kwietnia 2024) czy mrożeniem cen energii. Były to populistyczne działania obliczone na zjednanie sobie wyborców przez poprzedni rząd, a ich odkręcenie ma swoją cenę inflacyjną. O ile przywrócenie stawki VAT na żywność poszła dość gładko (pomogła wojna dyskontów i spadki cen), to z urealnienie cen energii nie ma już tak łatwo i stopniowe odmrażanie odbija się na inflacji. Staje się wygodnym argumentem dla RPP i NBP, aby widzieć perspektywę obniżek nawet dopiero w… 2026 roku, co politycznie dla obecnego rządu jest problemem, bo przecież nikt nie lubi drogiego kredytu, a w przyszłym roku czekają nas wybory prezydenckie. Stąd też częściowe mrożenie cen energii na trzy kwartały 2025 roku, aby nie drażnić wyborców, ale z drugiej strony to odkładanie na później efektu inflacyjnego, co daje do ręki w polityce pieniężnej argument za dalszym utrzymaniem drogiego kredytu. W sumie inflacja i cena kredytu w Polsce po raz kolejny składane są na ołtarzu wielkiej polityki, ze szkodą dla przedsiębiorców i konsumentów. Tymczasem świat nam odjeżdża ze stopami, oczywiście w dół… A drogi kredyt w złotych obniża konkurencyjność polskich firm i sprzyja ich oddolnej euroizacji, która staje się faktem, pomimo że nie jesteśmy w strefie euro. Przedsiębiorcy głosują nogami i wybierają dług tam, gdzie jest tańszy, o ile potrafią się zabezpieczyć przed ryzykiem kursowym lub mają naturalny hedging dla pokrycia zobowiązań euro.