Polityka monetarna

Styczniowy wyskok inflacji w Polsce oddala perspektywę obniżki stóp procentowych. Drogi kredyt na tle Unii Europejskiej będzie hamować nie tylko inwestycje prywatne, ale również utrzyma na wysokim poziomie koszty długu publicznego, co bije w budżet.

O ile wzrost inflacji względem grudnia był powszechnie spodziewany, to jednak skala jest zaskakująca, bo nie dość, że zobaczyliśmy znowu po wielu miesiącach „piątkę” z przodu, to aż 5,3 proc. (z 4,7 proc. w grudniu). W relacji miesiąc do miesiąca wzrost sięgnął aż 1 proc. Tym razem inflacyjny pazur pokazała żywność i paliwa. Kolejne miesiące kwartału nie przyniosą wcale ulgi w cenach, bo szacunki na koniec marca oscylują w granicach 5,5-6 proc. Dane o inflacji mają znaczenie nie tylko ekonomiczne, ale i polityczne związane z kalendarzem wyborczym. Po danych styczniowych obniżenie stóp procentowych przed majowymi wyborami prezydenckimi spadło praktycznie do zera, bo jest pretekst, aby je utrzymać, więc zmiana w pałacu prezydenckim przywita się najprawdopodobniej z główną stopą nadal na poziomie 5,75 proc.

Utrzymywanie drogiego kredytu nie jest na rękę rządowi nie tylko z powodów politycznych, bo wyborcy łapią się za portfele, ale również czysto ekonomicznych, ponieważ od poziomu stóp zależą w dużej mierze rentowności obligacji, które musimy na potęgę rolować i sprzedawać nowe, aby zatkać rekordową w historii dziurę budżetową. Rentowności polskich obligacji dziesięcioletnich oscylują wokół 6 proc., co daje nam – poza Węgrami – najdroższy dług publiczny w całej UE, liczącej 27 państw. Dla budżetu to kosztowny problem, bo nie dość, że pożyczamy drogo, to mamy bardzo krótką średnią zapadalność długu, więc przeciągający się okres wysokich stóp, a z tym zjawiskiem mamy obecnie do czynienia, oznacza przekuwanie starego taniego długu na nowy droższy. Żadnym pocieszeniem nie jest, że generalnie inflacja przyśpieszyła w naszym regionie Europy (Węgry i Czechy) oraz USA, bo poza Węgrami (5,5 proc.) wszędzie jest niższa, co już wcześniej sprzyjało tam cięciom stóp procentowych.

Zbliżenie się wskaźnika inflacyjnego w strefie euro do pożądanego poziomu 2 proc. również we Frankfurcie doprowadziło do kilkukrotnej obniżki ceny kredytu w 2024 roku, podczas gdy w Polsce ostatni raz stopy spadły tuż przed wyborami w 2023 roku, co wskazuje na korelację z kalendarzem politycznym. W sumie obniżki stóp w strefie euro i naszym regionie Europy pogarszają konkurencyjność polskich firm, które muszą konkurować cenowo najczęściej na jednolitym rynku UE. A ponieważ często na kredyt są też inwestycje prywatne, pod tym względem też cierpią przedsiębiorcy.

Przewidywania inflacyjne na drugą połowę roku są bardziej optymistyczne, bo spodziewany jest ruch w kierunku górnej granicy wahań celu inflacyjnego (3,5 proc.), ale jest jedno „ale”. Ze względów politycznych, aby nie drażnić wyborców, mamy do końca III kwartału zamrożone częściowo ceny energii, co sprawia, że odłożony został jeszcze jeden, poważny impuls inflacyjny. Ceny energii pozostają nadal jokerem dla inflacji, zatem efekt do końca nie jest przewidywalny. I może się okazać, że ostatecznie że stopy procentowe pozostaną nie ruszone aż do końca 2025 roku, co dodatkowo pogorszy konkurencyjność polskich firm.

W sumie styczniowe wieści z frontu inflacyjnego nie napawają optymizmem konsumentów, jeśli chodzi o koszty życia, a także perspektywy gospodarcze, bo jeśli inflacja zmierza nominalnie do poziomu głównej stopy procentowej, to oddala się jej obniżka. Jedynym światełkiem w tunelu jest obecnie umacniający się złoty, co potania import i hamuje wzrost cen. Tyle, że mocny złoty bije równolegle w eksporterów, którzy przy wzroście kosztów pracy w kraju (płaca minimalna) i energii stają się na europejskim rynku coraz mniej konkurencyjni. I tak źle, i tak niedobrze. Inflacja stała się, jak to mawiają ekonomiści „lepka”, raz w cenach usług, raz w towarach. Wysoka (ponad 4 proc.) pozostaje też inflacja bazowa (bez cen żywności i energii), co wskazuje w dużej mierze na wewnętrzne przyczyny ponadpprzeciętnego wzrostu cen. Pomimo wdrożonej przez Brukselę procedury nadmiernego deficytu kosztowne transfery socjalne pozostają nietknięte, co więcej – nadal ich przybywa. Nikt nie myśli o oszczędzaniu i dyscyplinie finansów publicznych, bo wiadomo: idą wybory… Więc hydra inflacji też ma się dobrze, karmiona w dużej mierze na kredyt, który trzeba kosztownie obsługiwać z nadzieją, że stopy procentowe muszą w końcu ruszyć w dół.