Wśród korzyści programu PPK dla rynku kapitałowego duże znaczenie będzie miało pojawienie się nowej kategorii krajowych instytucji finansowych, które wyposażone w kapitał spływający od milionów oszczędzających staną się pożądanymi partnerami dla zagranicznych inwestorów w IPO. Dla tych ostatnich wchodzenie w oferty publiczne jest po prostu mniej ryzykowne, jeśli mają po drugiej stronie lokalny kapitał – kiedyś taką rolę pełniły OFE.
Rynek kapitałowy rządzi się swoimi prawami na arenie międzynarodowej. Jedną z takich zasad jest zwracanie uwagi przez globalnych zarządzających na to, czy inwestując pieniądze w danym kraju, mogą także liczyć na mocną obecność lokalnego kapitału. Dodajmy, pochodzącego nie z portfeli detalicznych graczy, ale instytucji finansowych, najlepiej inwestujących długoterminowo. I przez długie lata takim krajowym „wsadem” kapitałowym były OFE, które do momentu okrojenia z obligacji i częściowego demontażu systemu, świetnie sprawdzały się w takiej roli. O tym, jak bardzo ważny jest silny lokalny kapitał dla zagranicy świadczą słowa szefa jednego z prywatnych banków komercyjnych, który pojechał do Londynu na road-show, aby znaleźć chętnych na akcje sprzedawane przez założycieli. Na jednej z konferencji po powrocie i sukcesie IPO powiedział wprost, że zagraniczni zarządzający pytali go czy po drugiej stronie będzie obecny prywatny polski kapitał. Konkluzja była taka, że bez dużego udziału OFE w tym IPO, to albo akcji za granicą by nie sprzedał, albo zrobiłby to za tanio. Idę o zakład, że ogromne powodzenie wśród zagranicznych inwestorów takich ofert publicznych jak PZU, Tauronu czy GPW było możliwe nie tylko ze względu na wielkość IPO i fundamentalne zalety spółek, ale także z powodu obecności po stronie kupna dużych krajowych graczy, głównie OFE. Krajowe instytucje, a już w szczególności emerytalne, uważane są za tzw. mocne ręce, czyli stabilizują akcjonariat i notowania.
Niestety, decyzjami politycznymi podjętymi za rządów PO-PSL przetrącono pozycję OFE na polskim rynku kapitałowym. Z aktywnego gracza, który chętnym okiem patrzył na nowe oferty publiczne, stały się graczem pasywnym, działającym przede wszystkim pod presją tzw. suwaka, bo w miarę zbliżania się do wieku emerytalnego kolejnych grup, które mają środki w OFE, fundusze muszą pozbywać się akcji, aby przekazać te środki do ZUS. W efekcie netto muszą oddawać rocznie grube miliardy złotych, co stawia je – chcąc nie chcąc – po stronie podażowej na rynku wtórnym, a na pierwotnym nie odgrywają już takiej roli jak wcześniej, skoro muszą bardziej myśleć co sprzedać, niż co kupić.
Ktoś teraz może się złapać za głowę i powiedzieć: „No, ale przecież i tak nie ma ofert IPO, więc o co chodzi?”. Owszem, IPO jest na lekarstwo, co potwierdzają analizy firmy doradczej PwC, ale wszystko ma swoją przyczynę. Otóż przez spadek aktywności i potencjału OFE mamy generalnie niskie wyceny akcji na giełdzie, co automatycznie rzutuje na wyceny spółek w IPO. Dlatego nie ma co się dziwić, że nawet te spółki, które mimo marazmu na giełdzie, chcą przeprowadzić IPO często rezygnują nawet w środku procesu, gdyż nie chcą za tanio sprzedać akcji, a przecież o ustaleniu ceny w book-buildingu decydują oferty oferty składane przez instytucje finansowe, a nie detalistów.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. PPK jest tak ważne dla rynku kapitałowego, ponieważ to sposób na odbudowanie bazy popytowej nie tylko na rynku wtórnym, ale także pierwotnym, a giełda ma przecież służyć przede wszystkim alokacji kapitału. Nie ma co popadać jednak w hurraoptymizm, że zaraz po wejściu PPK na giełdę i IPO popłynie szeroki strumień świeżej gotówki, który wywoła hossę na rynku wtórnym, podniesie wyceny do poziomów, które zahamują wycofywanie spółek z giełdy, i sprawi, że w IPO zrobi się ruch.
Powodów jest kilka. Po pierwsze, początkowo PPK tak naprawdę muszą zatykać dziury kapitałowe spowodowane wspomnianym suwakiem. Firmy będą wchodzić do PPK w kilku etapach, więc wdrożenie programu, czyli w praktyce spływanie kapitału do zarządzających instytucji, zostanie rozciągnięte w praktyce do pierwszej połowy 2021 roku. Na jednej z konferencji spotkałem się z wyliczeniem, że w tym roku (program rusza 1 lipca) pracownicy i pracodawcy w sumie wpłacą do nowego systemu oszczędnościowego jedynie ok. 1,5 mld zł. Kluczową sprawą dla korzyści PPK dla giełdy jest liczba pracowników, którzy zdecydują się pozostać w programie (po automatycznym zapisie). Im wyższa będzie tzw. stopa przystąpienia, tym lepiej dla giełdy. Szacunki są zróżnicowane. Przy założeniu, że stopa przystąpienia wyniesie ok. 50 proc. i pozostanie w programie 6 z 11,5 mln uprawnionych, coroczny zastrzyk świeżego kapitału może wynieść 12-15 mld zł. Wiele zależy także od tego, czy pracownicy i pracodawcy zdecydują się odprowadzać tylko stawkę minimalną (w sumie 3,5 proc. po obydwu stronach), czy też pójdą w kierunku maksimum (8 proc.). Na lutowej konferencji o PPK na warszawskiej giełdzie wiceszef GPW Jacek Fotek przedstawił wyliczenia, że przy partycypacji rzędu 75 proc. będzie to 15 mld zł rocznie (przy składce 3,5 proc.) aż do 32 mld zł (8 proc.). Te liczby pokazują, jak wielkie znaczenie dla rynku kapitałowego ma nabranie przez program PPK masowego charakteru. Bo dzięki temu nie tylko zbudujemy w Polsce długoterminowe oszczędności, ale także sprawimy, że na giełdzie pojawi się nowa kategoria krajowych portfeli, które w IPO staną się tak potrzebnym dla inwestorów zagranicznych partnerem w inwestycjach.