Na warszawskiej giełdzie mieliśmy hossę w 2023 roku, ale wieści płynące ze struktury inwestorów nie są optymistyczne, bo udział tracą detaliści, a największy poziom w historii osiągnęła zagranica, która niestety w momentach kryzysowych ma „słabe ręce”.
Wydawałoby się, że drobni inwestorzy marzyli od dawna o takim tłustym roku jak 2023 i jak tylko się pojawi, to wprost rzucą się do inwestowania i przybędzie ich na parkiecie z dużym kapitałem. Niestety, o ile hossa dopisała, bo główne indeksy zyskały po blisko 40 proc., to najnowsze dane o udziale inwestorów w obrotach na głównym rynku akcji GPW wskazują, że detaliści znaleźli się w defensywie: udział spadł w skali roku do 16 proc. Ktoś powie: ale to przecież tylko o 1 pkt proc. więc po co tyle hałasu? Owszem 1 pkt proc., ale za to po raz kolejny przybliżający nas do poziomu zaangażowania rzędu 12-13 proc. notowanego przed pandemią. Dopiero kryzysowy rok 2020 pokazał jak wielkie znaczenie dla stabilizacji notowań mają detaliści, bo w dużej mierze własnie tej grupie inwestorów zawdzięczamy uratowanie rynku w momencie gigantycznej przeceny, gdy instytucje musiały sypać papierami, aby wypłacać środki wystraszonym klientom, to właśnie detaliści wzięli na swoje barki (i portfele) uratowanie rynku – ich udział wystrzelił z 12 proc. w przedpandemicznym roku do aż 25 proc. w 2020. Z uwagi na ogromną zmienność rynku mieli wiele okazji, aby zarobić, ale nie na długo wystarczyło inwestycyjnego zapału, ponieważ już w kolejnym roku ich udział spadł do 22 proc., a w 2022 roku – 17 proc. Po rewelacyjnym wyniku w 2020 roku nikt nie marzył, że możliwe jest osiągnięcie rekordowych 35 proc. udziału sprzed z grubsza dwóch dekad, niemniej tak szybki spadek do 16 proc. jest zaskakujący. A nawet dziwny, biorąc pod uwagę coraz większe możliwości kapitałowe jakie mają gospodarstwa domowe w Polsce. Dość powiedzieć, że według raportu Accenture „(Nie)inwestycyjny obraz Polaków” przedstawionego na Konferencji Rynku Kapitałowego Izby Domów Maklerskich mamy z jednej strony skumulowane wielkie rezerwy finansowe jako społeczeństwo, a z drugiej pozostajemy w europejskim ogonie pod względem korzystania z produktów inwestycyjnych. Polacy mając wybór między bezpiecznymi, ale słabo chroniącymi przed inflacją formami oszczędzania, a ryzykowniejszymi produktami finansowymi wybierają bezpieczeństwo, na którym realnie często tracą. W depozytach bankowych i gotówce mamy zgromadzone ponad 1,5 biliona złotych. A według prognoz raportu Accenture, tylko do końca 2025 Polacy mogą zgromadzić dodatkowe ponad 200 mld zł w gotówce, na rachunkach i lokatach. Jeśli połowę z tego przeznaczyliby na inwestycje w akcje, to ich wartość w zasobach gospodarstw domowych wzrosłaby dwukrotnie. Jak na razie, po spadku udziału inwestorów w obrotach na rynku głównym akcji GPW nie widać, aby tam przesuwali swój kapitał. A może inwestują w akcje, ale nie polskie lub w kryptowaluty? Z tymi ostatnimi kontakt mogło mieć już nawet 3 mln inwestorów, co sprawia, że jest to potężny konkurent dla rynków akcji pod względem alokacji kapitału.
O ile lukę po drobnych inwestorach wypełniałyby krajowe instytucje finansowe, to można by powiedzieć, że wszystko pozostaje umownie „w domu”, tylko różni się formą posiadania. Tak jednak nie jest, bo udział krajowych instytucji jest stabilny (19 proc.), za to w siłę rośnie zagranica, która w 2023 roku ustanowiła rekord wszech czasów pod względem zaangażowania w akcje – 65 proc. odbudowując pozycję po ucieczce w okresie pandemii. I w tym momencie dochodzimy do tego co jest dobre, a co nie dla stabilności polskiego rynku kapitałowego. Teoretycznie powinniśmy się cieszyć, że zagranica chce tak intensywnie u nas handlować, bo przecież obroty rosną, a z nimi kursy akcji i indeksy. Niemniej warto przy tym pamiętać jaki charakter mają zagraniczni inwestorzy – to tzw. słabe ręce, czy to na rynku akcji czy obligacji. Jak dochodzi do kryzysu, to wyprzedają aktywa z rynków jak Polska jak leci, dołując notowania. Przeciwnie inwestorzy krajowi – indywidualni czy instytucjonalni. Ci są związanymi często z rynkiem na dobre i na złe, reagują bardziej wstrzemięźliwie, a czasem wręcz ratują rynek jak to stało się podczas pandemicznej ucieczki zagranicy…