Wiele wskazuje na to, że w tym roku wreszcie zostanie roztrzygnięta przyszłość środków zgromadzonych w OFE. I będzie to decyzja polityczna. Od tego jaki wariant zostanie wybrany zależy przyszłość rynku kapitałowego oraz powodzenia programu PPK.
Na stole są obecnie aż trzy scenariusze, a nie jest jasne, w jakim kierunku pójdzie decyzja polityczna, ponieważ gra toczy się o wysoką stawkę 162 mld zł oraz – tak naprawdę – przyszłą stabilność finansów publicznych, które są obecnie obciążane wysokimi wydatkami sztywnymi w postaci transferów socjalnych. Do tego jak w banku pewne jest spowolnienie gospodarcze i o wzroście PKB „na piątkę” musimy na wiele lat zapomnieć, a martwić się o utrzymanie wzrostu „na czwórkę”. Do tego niepewność globalna związana z Brexitem oraz wojnami handlowymi sprawia, że tak naprawdę budżet może z roku na rok dramatycznie pogorszyć swoją kondycję. A jak to się kończy mieliśmy okazję przetestować w 2013 r., kiedy z powodu spowolnienia gospodarki po kryzysie w strefie euro zagroził nam wzrost deficytu budżetowego i ratunkiem okazało się zagarnięcie części obligacyjnej OFE. Wtedy istniejące realnie pieniądze przyszłych emerytów uratowały finanse państwa, a w zamian dostali księgowe zapisy na swoich kontach w ZUS.
W sumie przez długich pięć lat mieliśmy „kaca” z tego powodu na rynku kapitałowym, bo w OFE pozostało tylko nieco ponad dwa i pół miliona najbardziej świadomych Polaków, a reszta nie wypełniła oświadczenia i tym samym przeszła pod skrzydła ZUS. Pewne było jedno: realnie istniejące środki w OFE mają status publiczny, potwierdzony wyrokami Sądu Najwyższego oraz Trybunału Konstytucyjnego, i politycy mogli zrobić z nimi co im się podobało, w zamian oferując zapisy księgowe. Dodatkowo fundusze dostały „karę” w postaci tzw. suwaka, więc co roku netto (z uwzględnieniem transferów) muszą oddawać ładnych parę miliardów złotych do ZUS. Znaczenie i aktywność OFE na giełdzie spadła, a co za tym idzie zmniejszyły się obroty, atrakcyjność polskiego rynku dla zagranicznych graczy, spadły wyceny spółek, lawinowo wzrosła liczba wycofywanych emitentów, a tych idących na parkiet, szczególnie po świeży kapitał, można było ze świeczką szukać. Dlatego od lat panuje świadomość, że „tak dłużej być nie może”, ale jak na razie poza deklaracjami politycznymi niewiele w tym temacie się podziało. Ostatnią „wymówką” była realizacja programu PPK, którego nie chciano przygotowywać równolegle z drugim projektem pod hasłem „OFE”.
Lecz im bliżej startu PPK (1 lipca), tym głośniej mówi się, że problem OFE trzeba pilnie rozstrzygnąć. Na stole są trzy propozycje. Jako podstawową należy określić proponowaną przez premiera Mateusza Morawieckiego, która zakłada zapisanie na indywidualnych kontach Polaków (najprawdopodobniej IKZE) 75 proc. środków z OFE (głównie polskie akcje), a 25 proc. (głównie gotówka i zagraniczne papiery) trafiłoby do Funduszu Rezerwy Demograficznej (u nas jako zapisy księgowe w ZUS). Ale tajemnicą poliszynela jest fakt, że w samym rządzie nie brakuje zwolenników „twardego” rozwiązania przejęcia przez ZUS 100 proc. aktywów OFE, czyli faktycznej ich nacjonalizacji. Dla przeciwwagi, ostatnio pojawił się pomysł, aby 100 proc. zapisać na indywidualnych kontach Polaków. Od tego jaki wariant zostanie ostatecznie wybrany zależeć będzie los polskiego rynku kapitałowego oraz PPK, bo nacjonalizacja OFE będzie sygnałem do wypisywania się z PPK z przekonaniem, że państwu ufać nie można. Najbardziej prawdopodobny jest model mieszany (75/25), który jest najbardziej neutralny jeśli chodzi o skutki dla giełdy. Pewne jest jedno: decyzje powinny zapaść i zostać wdrożone (zapisy na kontach) jeszcze w tym roku, zanim mocniej pogorszy się wzrost gospodarczy albo coś na świecie „nie walnie”.