Energetyka

Rok zamrożonych w pośpiechu cen prądu mija pod znakiem totalnego chaosu wśród przedsiębiorców i legislacyjnej prowizorki. Otwarte jest pytanie czy eksperyment z zamrożonymi cenami prądu zostanie przedłużony także na wyborczy rok 2020.

Rosnące od połowy zeszłego roku ceny uprawnień do emisji CO2 zadały potężny cios cenom energii w Polsce, wytwarzanej w 80 proc. z węgla. Przez lata cena tony CO2 utrzymywała się na tak niskim poziomie 5-6 euro, że lobby węglowe w polskiej energetyczne kompletnie zostało zaskoczone wyskokiem do 25 euro. A że krajowe regulacje i polityka energetyczna nie mają żadnego wpływu na giełdowe notowania CO2 w Europie, to przepis na drogi prąd był gotowy. Polskie elektrownie muszą kupować coraz więcej uprawnień, co odbija się na ich wynikach finansowych, więc – zgodnie z zasadami rynkowymi – powinny przerzucić koszty na odbiorców, zarówno indywidualnych, jak i przedsiębiorstwa oraz samorządy. Tak się nie stało, ponieważ problem drogiego prądu stał się polityczny.

O tym, że z ceną prądu nie będzie rynkowo tak jak z ceną wcześniej drożejącego masła, a obecnie pietruszki, pisałem wielokrotnie zanim jeszcze rząd zdał sobie sprawę, że zaklinanie rzeczywistości i obietnice, że drogi prąd nie obniży konkurencyjności polskich przedsiębiorstw, można włożyć między bajki. Ktoś za drogi prąd musiał zapłacić – w rzeczywistości i w przenośni – ale  pojawił się jeden ważny problem. Otóż wraz z drożejącym prądem rozpoczął się w ubiegłym roku cykl wyborczy, który w tym roku skumulował się w postaci eurowyborów oraz wyborów parlamentarnych. Gdyby Polacy zobaczyli w swoich rachunkach za prąd w 2019 r. podwyżki, byłoby to podważenie oficjalnej propagandy, że jest wszystko w gospodarce wspaniale. No bo jak jest wspaniale, skoro trzeba co miesiąc płacić więcej za prąd, a przecież każdy z prądu korzysta. Zatem celem politycznym stało się przynajmniej zamrożenie cen dla odbiorców indywidualnych, chronionych przez taryfę G, którzy są wyborcami. Kluczem były wnioski taryfowe firm energetycznych składane do końca 2018 r. Polityczne wytyczne, aby podwyżek nie okazały się za słabe, i władze firm energetycznych nie chciały ryzykować oskarżeń o działanie na szkodę swoich firm, i wnioski taryfowe poszły do URE ze znacznymi podwyżkami. Jedynym sposobem ingerencji w rynek okazało się polityczne, czyli legislacyjne, załatwienie sprawy. Zdecydowano się przy tym także na rekompensaty dla przedsiębiorców i innych konsumentów energii (np. firmy użyteczności publicznej). Jednak ustawę zamrażającą ceny prądu napisano na kolanie, uchwalono rzutem na koniec 2018 r., a na przepisy wykonawcze musieliśmy czekać pół roku.

Wywołało to potężny chaos wśród przedsiębiorców, wytwórców energii, a także niezależnych dostawców. Cel polityczny został jednak osiągnięty: miliony indywidualnych odbiorców nie zobaczyło w swoich rachunkach wyższych cen, a przecież o to chodziło. Problem został zamieciony pod dywan kosztem wydatków z budżetu na skomplikowany system rekompensat, co wcale nie oznacza, że problem znikł. Został jedynie odsunięty w czasie, bo  ceny CO2 jak stały w okolicach poziomu 25 euro za tonę, tak stoją, a prognozy mówią, że mogą wzrosnąć nawet do 30-40 euro, bo polityka klimatyczna Unii jest jednoznaczna: odchodzimy od węgla i dążymy do równowagi klimatycznej. Przed nami zaledwie kilka miesięcy roku, w którym zamrożone są ceny prądu, i wielka niewiadoma co będzie w 2020 r. I niestety nadal nic nie wiadomo. Tak przynajmniej wynika z informacji z resortu energii oraz URE. Szef tej ostatniej instytucji szczerze przyznał, że prąd prawdopodobnie podrożeje w przyszłym roku, i że polityczne ingerencje w rynek prądu źle na niego wpływają. A jednak element polityczny nadal trzeba będzie wziąć pod uwagę, bo w przyszłym roku mamy wybory prezydenckie, więc schemat z niedrażnieniem wyborców może się powtórzyć. Po pierwsze to dalsze rozregulowanie rynku budowanego od dwóch dekad, po drugie tylko odwleka podwyżki w czasie, a po trzecie wprowadza niepewność wśród przedsiębiorców, którzy teraz właśnie pracują nad biznesplanami na przyszły rok, i nie wiedzą po ile będzie prąd. To kolejny prezent-niewiadoma od rządzących, którzy zapewniają wszędzie, że wspierają przedsiębiorczość. Można iść o zakład, że im bliżej końcówki tego roku, tym więcej będzie mówiło się o politycznej ingerencji w ceny również w 2020 r.