Energetyka

Jeśli zostanie uchwalona tzw. specustawa górnicza pozwalająca na lokowanie kopalń bez pytania się o zgodę lokalnych społeczności, będzie to oznaczało kolejną wygraną lobby węglowego. To naturalna konsekwencja utrzymywania ogromnych mocy węglowych, które potrzebują masy surowca.

Ostatni czas to okres rosnącej świadomości obywatelskiej w sprawach klimatycznych, która przejawia się nie tylko poparciu dla ruchów ekologicznych oraz walki ze smogiem, ale także niechęci do rozwijania „brudnej energetyki”, która potrzebuje surowca. Dotyczy to szczególnie tych lokalnych społeczności, na terenie których są rozpoznane nowe złoża węgla brunatnego i  kamiennego, które mogą być eksploatowane. Jednak wspomniana rosnąca „zielona” świadomość powoduje, że lokalne społeczności, reprezentowane przez samorządy, sprzeciwiają się planom budowy nowych kopalń, czy to w okolicach Wielunia czy Imielina. Obawiają się degradacji terenów, środowiskowych strat, pogorszenia standardu życia, a w przyszłości, kiedy i te złoża zostaną zczerpane, problemów społecznych związanych z zatrudnieniem i migracjami ludności.

Ten opór można złamać legislacyjnie, uchwalając nową ustawę (nowelizację m.in. prawa geologicznego), która w praktyce przekreśli konsultacje związane z lokalizacją kopalni – zostanie ona faktycznie wskazana administracyjnie, i nie  będzie się jak od tego odwołać.

Jednak tak naprawdę próba legislacyjnego zmuszenia do budowy nowych kopalń ma znacznie szerszy wymiar i konsekwencje niż tylko walka o swoje prawa lokalnych społeczności. To przede wszystkim naturalna konsekwencja dalszego uporczywego trzymania się polityki energetycznej opartej na węglu, co od lat podtrzymuje polityczno-związkowe lobby węglowe. Założenie strategii energetycznej jest takie, że udział węgla w miksie energetycznym owszem ma spadać, ale jest to spadek pozorny, bo wcale nie ma wynikać z ograniczania mocy węglowych, tylko ich spadku udziału proporcjonalnego do innych źródeł. Mówiąc wprost: węgla mamy spalać tyle samo, co do tej pory.I tu jest pies pogrzebany. Forsując taką politykę trzeba wskazać skąd wziąć surowiec dla bloków węglowych w perspektywie nie kilku najbliższych lat, ale nawet 30-40, bo tyle wynosi „życie” budowanych właśnie lub świeżo oddanych bloków węglowych (o ile nie zostaną wcześniej zamknięte z powodu decyzji biznesowych lub politycznych). Przy utrzymaniu mocy węgla będzie brakować. W wypadku węgla energetycznego już go  brakuje, czego dowodem – a z liczbami się nie dyskutuje – jest dramatyczny wzrost importu surowca, przede wszystkim z Rosji, co stawia pod znakiem zapytania niezależności energetyczną Polski. Przede wszystkim śląskie kopalnie są coraz mniej wydajne, fedruje się z tam w coraz gorszych warunkach geologicznych i rosnącym zagrożeniu metanowym.

Jeśli chodzi o węgiel brunatny, to problem jest jeszcze większy, ponieważ ze względu na swoje właściwości nie nadaje się on do transportu na większe odległości, dlatego elektrownie są lokowane blisko odkrywek. Stąd chcąc utrzymać kotły np. w Bełchatowie nie ma wyjścia i trzeba szukać złóż leżących odpowiednio blisko. Alternatywą się po prostu zamknięcie istniejących już bloków, w tym także tych nowocześniejszych, które wcale technologicznie nie są do odstawienia (można to motywować jedynie biznesowo lub politycznie). To dlatego szczególnie tak silna jest determinacja lobby węglowego, aby załatwić to specustawą. W przeciwnym razie protesty lokalne mogłyby pogrzebać plany budowy nowej odkrywki, a wraz z nią działające już bloki (nota bene Bełchatów jest w czołówce europejskich trucicieli pod względem emisji).

Tylko że w praktyce trudno sobie to wyobrazić, bo alternatywą było skokowe zwiększenie importu prądu (politycznie nie jest to akceptowane), bo prądu dla przemysłu i gospodarstw domowych nie może – ot tak – zabraknąć. Bloki węglowe są kluczowe w systemie energetycznym, bo zapewniają jego stabilność, więc OZE ich nie zastąpi, a wręcz – zakładając jego rozwój – będziemy potrzebować więcej stabilnych źródeł energii. Zaczyna się więc robić błędne koło: z jednej strony konieczność zapewnienia stabilnych dostaw, z jak na razie brak realnej alternatywy pod tym względem dla węgla. Rozwiązaniem byłaby budowa bloków gazowych, bo jak razie plany budowy siłowni atomowej są dość mgliste, skoro nie ma źródeł finansowania. Samo wskazanie, że pierwszy blok atomówki miałby ruszyć w 2033 r. jest jedynie datą polityczną bez żadnych konsekwencji, bo nadal nie ma decyzji.

Jednak scenariusz legislacyjnego przymuszenia do budowy nowych kopalń, o co stale dopominają się górniczy związkowcy, stawia pod znakiem zapytania zasady demokratycznego państwa prawa, a także jest prostą drogą do kolejnego konfliktu w sprawach klimatycznych z Unią Europejską. A tam za sprawy klimatyczne będzie odpowiadać w nowej Komisji znany ze swojej nieustępliwości wobec Polski nowy komisarz Frans Timmermans. Zatem szykuje się otwarcie kolejnego frontu klimatycznego z Polską. Niezależnie od frontu walki lokalnych społeczności i samorządów.