Koniunktura gospodarcza

Podwyżki stóp procentowych w USA, problemy z zadłużeniem strefy euro oraz kryzys w Turcji wywołują niepokój globalnych inwestorów i wzrost wartości dolara jako „bezpiecznej przystani”. Uderza to rykoszetem w złotego i polskie obligacje, i może w dłuższej perspektywie doprowadzić do podwyżek stóp procentowych oraz podciąć nasz wzrost gospodarczy.

Zmiany kursu eurodolara są obecnie jednym w najpoważniejszych czynników ryzyka nie tylko dla gospodarki globalnej, ale także krajowej. A jest coraz więcej argumentów za powrotem dolara do łask inwestorów, a co za tym idzie – gigantycznego przemieszczania się kapitału do USA. Głównym rozgrywającym „mocnego” dolara jest amerykański bank centralny Fed, który po blisko dekadzie taniego pieniądza nie daje najmniejszych złudzeń, że weszliśmy w erę droższego kredytu i na dobre trzeba zapomnieć o dodruku „zielonych” (3,5 bln dol. w latach 2008-2015). Stopy procentowe zostały już w USA podwyższone od grudnia 2015 r. siedmiokrotnie – do 1,75 -2,00 proc., a mimo to bankierzy sygnalizują jeszcze dwie podwyżki w tym roku i kolejne trzy w 2019 r., czyli stopy powinny przekroczyć próg 3 proc. Oznacza to, że będą znacząco wyższe niż w w walczącej ze skutkami nadmiernego zadłużenia strefie euro (obecnie zerowe) i Polsce (najniższe historycznie 1,5 proc.). Globalni inwestorzy będą wymieniać inne waluty na dolary i lokować je w USA, skoro będą mogli tam więcej zrobić.

Na dłuższą metę konkurencji z dolarem i rynkiem obligacji amerykańskich nikt nie wytrzyma, dlatego konsekwencją muszą być podwyżki stóp w strefie euro, a także w Polsce. Jeśli chodzi o euroland może nastąpić to już na początku 2019 roku, co wymusi także rewizję ceny kredytu w Polsce, bo nie do utrzymania będą na obecnym rekordowo niskim poziomie do 2020 r jak chciałaby tego część członków RPP.

Skutki popytu na dolara widzimy już obecnie na rynku walutowym. Od początku roku eurodolar spadł z 1,25 do 1,13, co wywołuje turbulencje nie tylko na innych parach walutowych, ale także na rynku metali, gdzie transakcje rozliczane są w dolarze. Przecena surowców jest właśnie jednym ze skutków umacniania dolara. Na krajowym podwórku 15 sierpnia za dolara płacono nawet 3,84 zł (przy niskiej płynności w powodu święta) i obecnie kurs oscyluje wokół poziomu 3,80 zł. Jednak nie tylko polityka monetarna USA powoduje spadek wartości złotego. Nasza waluta traci także wobec euro (4,30 zł), co jest pochodną kryzysu w Turcji i załamania kursu liry. Nasz rynek nadal jest zaliczany do emerging markets i gigantyczne kłopoty tak potężnej gospodarki jak turecka powodują wyprzedaż także innych walut wschodzących. Jeśli dodamy do tego problemy związane z nadmiernym zadłużeniem strefy euro (na czele z Włochami), to przyszłość kursu rodzimej waluty względem dolara, a także euro, nie wygląda różowo.

Słaby złoty jest oczywiście na rękę polskim eksporterom, ale na dłuższą metę grozi rozkręceniem inflacji i wzrostem obsługi kosztów zadłużenia, zarówno państwa, jak i dużych przedsiębiorstw mających ekspozycję na dług denominowany w obcych walutach. W sumie wchodzimy w bardzo niebezpieczny okres na giełdach i rynku walutowym, bo mamy splot czynników pozostających kompletnie poza kontrolą polskiego rządu, a które przełożą się na stan gospodarki i mogą sprawić, że rekordowo niskie stopy procentowe i wzrost gospodarczy rzędu 5 proc. przejdą do historii.