Prognozy 2019

W roku podwójnych wyborów rząd będzie musiał się zmierzyć ze spowolnieniem gospodarczym. Z jednej strony będą gigantyczne transfery socjalne, a z drugiej działania, aby utrzymać wysokie wpływy budżetowe. Jednak casus cen prądu pokazuje, że gospodarka rynkowa zaczyna przechodzić na ręczne sterowanie polityczne, co wcześniej czy później się zemści.

Wszystkie wróble na dachu ćwierkają, że nieuchronnie nadchodzi wyhamowanie dynamiki wzrostu gospodarczego, i o PKB „na piątkę” możemy zapomnieć. Rząd zapisał w budżecie konserwatywne 3,8 proc., co oczywiście nie musi się sprawdzić, tak jak prognoza tegoroczna nie pokrywa się z wykonaniem, tyle że w tym wypadku na plus. Ile urośnie PKB zależeć będzie od miksu czynników wewnętrznych i zewnętrznych, na które rząd po prostu nie ma wpływu.

A 2019 rok zapowiada się emocjonująco, przede wszystkim z powodu skutków wojny handlowej USA kontra „reszta świata”, a także wstrząsów w strefie euro, których zapalnikiem są Włochy. Obywa te czynniki wpływają na sytuację gospodarczą w Niemczech, która jest kluczowa dla nas, bo nasz zachodni sąsiad jest jednocześnie największym partnerem gospodarczym i – mówiąc w przenośni – wiele polskich firm „wisi” na koniunkturze w Niemczech, np. z sektora automotive. Napięcia geopolityczne związane z imperialną polityką Rosji także będą się odbijać na naszej gospodarce, bo postępująca „integracja” z Białorusią i wojna hybrydowa z Ukrainą sprawiają, że Rosja niebezpiecznie przesuwa się do granicy z Polską, a warto przypomnieć, że z Warszawy do linii Bugu mamy zaledwie 172 km. To wszystko sprawia, że nasza gospodarka, czego pochodną się decyzje inwestycyjne,  będzie coraz bardziej wrażliwa na geopolitykę.

Na naszym podwórku w Nowym Roku obudzimy się z ustawą o PPK, która dla firm zatrudniających minimum 250 osób (bez sektora publicznego) będą nie lada wyzwaniem, biorąc pod uwagę narastającą presję płacową. Pracownik, który zostanie zapisany do programu i się nie wypisze, godzić się będzie na zabranie do PPK 2 proc. wynagrodzenia brutto. Naturalną rzeczą będzie, że gdy płace rosną a tempie blisko 8 proc. (rok do roku), pracownicy będą oczekiwali od pracodawców, że podniosą im pensje, aby zrobił się offset i w praktyce nie odczuli składki na PPK. Sprzyjać temu będzie sytuacja na rynku pracy, gdzie bezrobocie jest na rekordowo niskich poziomach i wiele firm staje na głowie, aby nie stracić pracowników. Zresztą w przyszłym roku trudna sytuacja na rynku pracy, która zostanie dodatkowo skomplikowana przez ułatwienia w zatrudnieniu Ukraińców w Niemczech, będzie jednym z głównych hamulców dla wzrostu PKB.

Prognozowany spadek dynamiki PKB będzie testem jak budżet państwa radzi sobie z zapewnieniem finansowania dla hojnych programów socjalnych z poprzednich lat, na czele z 500 +,  który jest sztywnym wydatkiem budżetowym i kasa na niego musi się znaleźć, no chyba, że ktoś chce przegrać wybory.

A przy niższym PKB zbieranie kasy z podatków może być coraz trudniejsze. Dodatkowo zawsze mogą dla rządu wystąpić tzw. czarne łabędzie, czyli zdarzenia, które są – przynajmniej dla rządzących – nieoczekiwane, a wywierają ogromny wpływ. Takim właśnie zdarzeniem w zeszłym roku był gwałtowny wzrost cen prądu, i gaszenie pożaru wymagało w ostatnich dniach grudnia zmian legislacyjnych, a część pieniędzy na sztuczne utrzymanie cen prądu na poziomie z 2018 r. zostało zabranych z akcyzy, czyli z części podatkowej, o czym miesiąc temu minister finansów zapewne nawet nie śniła. Cała historia z prądem jest wielką przestrogą dla rządu, że popełniając błędy w polityce gospodarczej, a takim błędem jest kurczowe trzymanie się energetyki węglowej, można słono zapłacić z kasy państwa. Tym razem się udało, ale przejście w 2019 r. na ręczne sterowanie cenami prądu pachnie gospodarczym PRL-em, a wiemy doskonale czym to się skończyło. Generalnie w 2019 r. będzie mniej wolnego rynku w gospodarce, a więcej państwa, które będzie kupować, inwestować, a tam, gdzie coś pójdzie nie po jego myśli, interweniować.