Rynek kapitałowy

Najnowsze Ogólnopolskie Badanie Inwestorów 2018 dobitnie pokazało jak afery GetBack i KNF zdemolowały zaufanie do rynku kapitałowego i państwa. Fatalnie odbija się to na chęci uczestniczenia w programie PPK, który może być pierwszym od wielu lat impulsem do rozwoju warszawskiej giełdy.

Dotychczas można było intuicyjnie zakładać, że polscy inwestorzy indywidualni nie są ślepi ani głosi na to reputacyjny armagedon, który dzieje się za sprawą GetBack i sprawy b. przewodniczącego KNF. Ale dzięki badaniu OBI przeprowadzonemu jak co roku przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych mamy wreszcie twarde dane, a nie tylko intuicyjne przypuszczenia. Niestety, z badania wyłania się bardzo niepokojący, który jest wielką rysą na programie PPK, który operacyjnie ma ruszyć od połowy przyszłego roku. Otóż na pytanie „Czy Polacy zapiszą się do PPK” aż 63 proc. inwestorów odpowiedziało przecząco. Ale to pytanie ogólne, które mówi nam o generalnym nastroju społecznym wobec PPK, który nie koniecznie musiał iść w parze z indywidualnymi decyzjami. Jak by nie było, inwestorzy indywidualni należący do SII mają ponadprzeciętny poziom zaangażowania w sprawy rynku kapitałowego i stanowią jego wykwalifikowaną część inwestorską. Dlatego aż 57,4 proc. negatywnym odpowiedzi na pytanie „Czy Ty inwestorze się zapiszesz?” jest dopiero fatalną wiadomością dla rynku, ponieważ skoro niechęć do PPK na poziomie tak wykwalifikowanej grupy inwestorskiej jest tak wysoka, to co dopiero wśród innych. Owszem, można zakładać, że dobrowolność programu polegająca jednak na klauzuli automatycznego, ale możliwości wypisania się zniechęci wiele osób, aby to wykonać (idąc tokiem rozumowania noblisty Richarda Thalera otrzymają oni impuls w postaci zapisu i mogą nic nie robiąc pozostać w programie). Jednak wynik badania OBI jest i tak poważnym ostrzeżeniem, że może być bardzo krucho z tzw. stopą przystąpienia, od której tak naprawdę zależy powodzenie PPK i jego wkład do gospodarki.  Bo im mniej osób pozostanie w programie (nie wypisze się), tym mniej składek będą gromadzić instytucje, mniejsza będzie skala długoterminowych oszczędności i mniej pieniędzy trafi na warszawską giełdę. Pierwszy wniosek jaki płynie z badania OBI to taki, że chyba nie mamy co marzyć o powtórzeniu wyniki odpowiednika PPK np. w Wielkiej Brytanii czy Nowej Zelandii, gdzie stopa przystąpienia sięga 80 proc. Zdecydowanie bliżej będzie nam do wyniku tureckiego, gdzie stopa wynosi 40 proc. Zresztą przewidywania wielu ekonomistów i praktyków rynku kapitałowego wskazują, że sukcesem będzie osiągnięcie progu 50 proc. uczestnictwa. Oznacza to, że z grubsza długoterminowo budować swoje oszczędności na okres emerytalny będzie tylko około sześciu milionów Polaków. Przy tym poziomie partycypacji do gospodarki po wejściu wszystkich firm i sfery budżetowej rocznie trafiać będzie 12-15 mld zł.

Bardzo interesujące są również motywy jakie przyświecają inwestorom, aby nie zapisać do PPK. Otóż 35 proc. mówi „nie”, bo zawiodło się na OFE, 52 proc. nie ufa żadnym państwowym rozwiązaniom, a blisko 55 proc. samodzielnie oszczędza na emeryturę. Te wyniki wskazują, jak fatalne w środowisku inwestorów wrażenie pozostawiło zerwanie umowy społecznej w sprawie OFE i zabranie części obligacyjnej, a także niezałatwienie do momentu wejścia w życie PPK sprawy sprywatyzowania pozostałych w funduszach 75 proc. składek (25 proc. ma trafić do Funduszu Rezerwy Demograficznej). Z kolei tak fatalny brak zaufania do państwa ma oczywiście swoje głębokie źródła historyczne, jednak afery wokół GetBack i KNF wzmocniły tylko przekonanie, że państwu trudno ufać.  Mimo, że w ustawie o PPK jest wyraźnie zapisane, że status środków zgromadzonych jest prywatny i podlegają one dziedziczeniu. Więc nie ma mowy (oczywiście jeśli państwo nie wykona jakiejś legislacyjnej wolty), aby środki z PPK podzieliły los składek OFE.