Rynek kapitałowy

Największe bolączki rynku kapitałowego widziane oczami inwestorów indywidualnych wiernie oddają stan całego rynku i wskazują, co trzeba zrobić, aby nie tylko wróciła dobra koniunktura, ale także reputacja.

Nikt nie lubi płacić podatków, jednak inwestorzy giełdowi mają szczególne powody, aby wskazywać w Ogólnopolskim Badaniu Inwestorów 2018 Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych na pierwszym miejscu  podatek od zysków kapitałowych jako największą słabość rynku kapitałowego (41,8 proc.). Po pierwsze warto przypomnieć, że ten podatek miał mieć charakter przejściowy, bo został wprowadzony w 2002 r.  jako jeden z elementów załatania dziury budżetowej jaka pojawiła się pod koniec rządów AWS. Tymczasem minęło kilkanaście lat i – jak to często w Polsce bywa – prowizorka okazała się bardzo trwała. Podatek „Belki” trzyma się mocno, mimo że – po listopadzie tego roku – mamy nadzwyżkę budżetową, a więc jesteśmy w całym 2018 r. tak naprawdę blisko osiągnięcia równowagi budżetowej. I co? I nic. „Kryzysowy” podatek nadal funkcjonuje. Biorąc pod uwagę wpływy z tego podatku (z grubsza trzy miliardy złotych rocznie) i porównując je z gigantycznymi transferami socjalnymi, widać jak na dłoni, gdzie obecnie koncentruje się polityka państwa. Zamiast wspierać rozwój gospodarki i rynek kapitałowy, bo dobrze funkcjonująca giełda służy alokacji kapitału, lepiej robić socjalne wydatki, niż zlikwidować szkodliwy podatek. Warto również zwrócić uwagę, że przez utrzymywanie przez kilka lat stóp procentowych na rekordowo niskim poziomie podatek „Belki” zmniejsza i tak już marne zyski z lokat bankowych, a w sytuacji, gdy inflacja przewyższa główną stopę procentową mamy do czynienia z ujemnymi stopami procentowymi, zatem zyski z lokat są nominalne, ale realnie wyparowują. Niestety, od braku realnego zysku trzeba zapłacić całkiem realny podatek. Jeśli chodzi o inwestycje na szeroko rozumianym rynku kapitałowym, to podatek jest niedopracowany, ponieważ nie pozwala na wspólne rozliczanie strat z funduszy inwestycyjnych i ewentualnych zysków z inwestycji w akcje. Co tak naprawdę jest kolejną karą dla drobnych inwestorów. Niestety, apele środowiska rynku kapitałowego, aby podatek znieść albo przynajmniej uzależnić go od długoterminowego inwestowania, pozostają bez echa.

O ile podatek „Belki” był zawsze solą w oku inwestorów indywidualnych i tu nie ma wielkiego zaskoczenia, o tyle bardzo niepokojący jest wzrost wskazań na „przestępstwa na rynku” – aż o 15,8 pkt. proc. – do poziomu 36,6 proc. To niestety konsekwencja afery GetBack, w której – co warto podkreślić – poszkodowanymi są nie tylko nabywcy obligacji o blisko 3 mld wartości, ale także posiadacze akcji, ponieważ w 2017 r. spółka sprzedała w IPO papiery warte aż 740 mln zł, których wartość dziś dramatycznie spadła. Można powiedzieć, że pod względem postrzegania przestępczego rynku cofnęliśmy się do mrocznych lat 90., kiedy mieliśmy tak naprawdę nierozliczone nigdy afery Wedla, „wirrrówki” i kilka innych. A wydawałoby się, że po ponad ćwierćwieczu istnienia rynku kapitałowego będzie on tak dobrze uregulowany i pilnowany przez nadzór finansowy, że przynajmniej przestępstwa nie będą tu problemem. Ale cóż, ryba psuje się od głowy i nie ma co się dziwić wskazaniom drobnych inwestorów na problem z przestępstwami, skoro są świadkami afery w samym nadzorze, która rujnuje reputację całego rynku.

Zatem – idąc za głosem inwestorów – po pierwsze trzeba znieść lub zmodyfikować podatek „Belki”, a także wyjaśnić afery z GetBack i KNF, a wtedy trzecia słabość rynku – czyli wskazywana przez 26,6 proc. badanych – mała płynność sama się rozwiąże.