Strefa euro

Jeśli pełna determinacji Bułgaria trafi do strefy euro i w tym samym kierunku podążą Chorwacja i Rumunia, to w Polsce musi powrócić debata na temat przyjęcia wspólnej waluty. Po brexicie pozostalibyśmy w topniejącym klubie unijnych walut narodowych, razem z Czechami, Węgrami, Danią i Szwecją.

Bułgaria wykorzystała zakończoną pod koniec czerwca swoją prezydencję w Unii to usilnych zabiegów, aby jak najszybciej wejść do dwuletniej poczekalni euro, czyli ERM II. Mimo deklarowanej gotowości, jeszcze tam nie trafiła, ale jeśli nie zabraknie jej determinacji, to wkrótce może tam się znaleźć i za ponad dwa lata Bułgarzy wymienią lewa na euro. Oczywiście wewnątrz samej Unii nie brakuje przeciwników wstąpienia Bułgaria do strefy euro i musi ona spełnić dodatkowe warunki, w zakresie m.in. reformy sądownictwa w celu walki z korupcją i zorganizowaną przestępczością. Jednak zakładając, że euro jest przede wszystkim projektem politycznym, a nie ekonomicznym, wcześniej czy później każdy chętny kraj spełniający kryteria do strefy euro wejdzie, o ile przeprowadzi wymagane reformy. W takim scenariuszu Bułgaria mogłaby trafić do strefy euro razem z wejściem do strefy Schengen, która jest dla niej też zamknięta od ponad dekady. Dla najbiedniejszego państwa w całej wspólnocie byłaby to gigantyczna szansa na awans.

Ogromna determinacja Bułgarów w drodze do euro nie jest czymś odosobnionym na Bałkanach, bo aspiracje mają także Rumunia i Chorwacja. Taka postawa państw bałkańskich, związana także z chęcią zapewnienia sobie bezpieczeństwa geopolitycznego, powinna dać wiele do myślenia kręgom politycznym w Warszawie z kilku powodów. Po pierwsze do strefy euro weszłyby kraje, które trafiły do Unii już po naszej akcesji, zatem w pewnym sensie „przegoniły” Polskę w kursie unijnym. Po drugie, swoje konsekwencje dla statusu i siły w całej Unii państw z własną walutą będzie mieć brexit. Wielka Brytania to największe państwo w tym klubie, a po jej wyjściu z Unii jej miejsce zajmie Polska, mająca u boku eurosceptyczne Czechy i Węgry, oraz dwa państwa skandynawskie. Z natury rzeczy, głos piątki „antyeuro” będzie coraz słabszy na gospodarczym forum unijnym, ale także politycznym, skoro euro rozleje się na kolejne państwa, a Brytyjczycy będą się wszystkiemu przyglądać już z boku. Po trzecie, w Polsce – według najnowszych badań – znowu rośnie poparcie do wstąpienia do euro, zarówno dużych przedsiębiorców, jak i konsumentów. Otwarte pytanie pozostaje, co z nastrojami byłoby w wypadku kolejnego kryzysu euro, tym razem z Włochami zamiast Grecji w roli głównej. Ale na razie poparcie rośnie. Przedsiębiorcy liczą w strefie euro na niższe stopy procentowe, dostęp do większego i bardziej zróżnicowanego finansowania, wyeliminowanie ryzyka kursowego w biznesie wewnątrz strefy, obniżenie kosztów transakcyjnych.

Dlatego tak ważne jest wznowienie dyskusji w  Polsce na temat wejścia do strefy euro. Na dłuższą metę żaden rząd tego nie uniknie, nawet jeśli ideologicznie jest wobec euro na „nie”. Skłaniać do tego może każde większe zawirowanie na rynku walutowym, a w szczególności osłabienie złotego. Spodziewane kolejne podwyżki stóp procentowych w USA sprawiają, że na rynku walutowym niepewność będzie rosła, a wraz z nią niepewność wśród przedsiębiorców, którym ryzyko kursowe raz za razem spędza sen z powiek.