Warszawska giełda

Wykluczenie z obrotu giełdowego Próchnika to symboliczny koniec etapu rozwoju rynku kapitałowego, zapoczątkowanego notowaniami pierwszej piątki sprywatyzowanych firm. Ich los jest odbiciem ponad ćwierćwiecza transformacji polskiej gospodarki.

Akcje giełdowego Próchnika opuściły parkiet warszawskiej giełdy z powodu upadłości spółki – w zeszły piątek minęło pół roku od uprawomocnienia się wyroku sądu. Niezależnie od przykrych okoliczności, w jakich spółka pożegnała się giełdą, warto pamiętać jej znaczenie i zasługi dla rozwoju rynku.

Próchnik, podobnie jak producent szkła Krosno, budowlany Exbud, śląskie Kable i producent głośników Tonsil, były pionierami warszawskiej giełdy, która po pół wieku nieobecności powróciła w 1991 roku na mapę polskiej gospodarki. Ich akcje sprzedano w ofertach publicznych pod koniec 1990 roku wcale nie mając pewności, czy znajdą się inwestorzy chętni na ich papiery, bo przez kilka dekad giełda była wymazana z obrotu gospodarczego, a twórcy naszego rynku kapitałowego zdecydowali się na ryzykowną dematerializację papierów wartościowych,co wówczas wcale nie było w Europie jeszcze takie powszechne. A jednak inwestorzy polscy uwierzyli, że akcja może istnieć nie tylko w postaci pięknie wydrukowanych dokumentów, ale także jako zapisy komputerowe na ich indywidualnych kontach w domach maklerskich, a świadectwo własności w postaci odcinka zbiorowego znajduje się bezpiecznym Krajowym Depozycje Papierów Wartościowych. Pod tym względem Próchnik przetarł szlak dla setek późniejszych emitentów. Pierwsze prywatyzowane przez giełdę spółki dobierano tak, aby nie tylko miały dobre wyniki finansowe (co potem często okazywało się iluzją z powodu szoku rynkowego po wprowadzeniu planu Balcerowicza), ale także uznaną w społeczeństwie markę. Dziś powiedzielibyśmy, że na początku lat 90. ubiegłego wieku wprowadzano na parkiet czempiony polskiej gospodarki, przynajmniej pod względem rozpoznawalności marki – każdy marzył, aby mieć płaszcz z Próchnika, szklanki z Krosna albo głośniki z Tonsilu. Jednak zderzenie realiów gospodarki PRL i zasad wolnorynkowych opartych na wolnej konkurencji spowodowało, że wiele – z wydawałoby się mocnych marek – długo nie przetrwało. Tak stało się np.z głośnikami Tonsilu czy sprywatyzowanymi nieco później meblami ze Swarzędza. Po ponad ćwierć wieku od pierwszych prywatyzacji w zasadzie jedynie marka Krosno obroniła się na rynku, choć samą spółkę spotkał los podobny jak Próchnika – upadłość dekadę temu.

Analiza losów pierwszej sprywatyzowanej piątki pokazuje jak w soczewce burzliwe dzieje naszej transformacji gospodarczej: część spółek nie wytrzymała gospodarki wolnorynkowej i upadła, część została przejęta przez zagranicznych inwestorów strategicznych, jeszcze inne połączyły się z innymi. W sumie z pierwszej piątki aż trzy spółki splajtowały, choć każda w innym stylu. Upadły Tonsil nigdy nie podbił rynku polskiej elektroniki. Krosno przez długie lata świetnie sobie radziło, płaciło dywidendy, ale kryzys 2008 r. i wplątanie się spółki w słynne opcje walutowe doprowadziły do bankructwa. Jednak dzięki znakomitemu syndykowi spółka nadal produkowała, nie zniknęła z rynku, a jedynie z giełdy, a na koniec jej majątek został sprzedany nowemu właścicielowi i wyroby z jej marką nadal są obecne na polskich stołach.  Z kolei Próchnik przez wiele balansował na progu wypłacalności, był bohaterem nieudanego projektu fuzji kilku firm przemysłu lekkiego pod auspicjami NFI Piast (m.in. Biruny, Wisanu i Jarlanu), ale i tak okazało się, że z drużyny pierwszej piątki zdecydowanie najdłużej pociągnął na GPW, bo blisko 28 lat. Wcześniej Exbud i Kable zostały przejęte przez zagranicznych inwestorów (odpowiednio szwedzką Skanka i duński NKT).

Dziś mamy innych polskich czempionów w gospodarce, z innymi flagowymi markami, o zupełnie innym potencjale, ale warto pamiętać, że gdyby nie było „pierwszej piątki”, a w niej Próchnika, nie byłoby w 1991 roku inauguracji warszawskiej giełdy, która stała się najsilniejszym rynkiem Europy Środkowo-Wschodniej, a wg FTSE Russell jest developed market.